Brazylia . 2010
Iguazu
Iguazu
Iguazu
Ararinha jungle hotel
Ararinha jungle hotel
Pająki lubią głaskanie po brzuchu
Uśmiech dżunglii
Laesijo i piranie
Laesijo i piranie
Plener fotograficzny w Brazylii
Zrobiliśmy ogromną ilość zdjęć wielu miejsc w Brazylii, kilka umieszczam na tej stronie.
Wspomnieniem tej wyprawy jest obraz NA SKRAJU DŻUNGLII, który namalowałam już po powrocie do Warszawy. Użyłam agresywnej zieleni aby podkreślić, że fałna i flora dżungli nie jest przyjazna dla Europejczyka. Tu wybierać się można tylko w sposób dobrze zorganizowany, mając przewodników - autochtonów. W przeciwnym razie ryzykuje się życiem. W dżunglii jest dużo drzew kolczastych - drzewa bronią się, aby małpy nie zjadały owoców. Gdy nasiona roziewajne są przez ptaki to drzewa rozrastają się daleko od drzewa macierzystego.
Tytuł tego obrazu zmieniłam na "Drzewo życia dla Ukrainy" w marcu 2022 roku. Teraz dla mnie symbolizuje siłę woli życia Ukraińców w grożnym środowisku wojny i daj Panie Boże aby życie, wolność i prawda zwyciężyły. Wojna powoduje także, że wiele Ukraińskich rodzin znajdzie się z daleka od Ojczyzny i aby tu znaleźli spokojny Dom.
Zwiedziliśmy wiele miejsc w Brazylii, ale nie o wszystkich wspomnę - skoncentruję się na Amazonii i kilku innych migawkach. Zdjęć z popularnych miejsc Brazylii nie umieszczę, bo wszyscy mają ich przesyt.
Na początku mieszkaliśmy w Gramado - mieście Św. Mikołaja - klimat świąt był tu obecny na każdym kroku. Dziwnie jest jednak, gdy widzi się sztuczne choinki i na nich sztuczny lód, w otaczającym to widowisko gorącym klimacie - to jakiś absurd, ale do Gramado on pasuje. Wszędzie były sklepy z prezentami typu "Boże Narodzenie" i dekoracje "świętomikołajkowe". Miasteczko piękne, luksusowe i tu przeżyliśmy cudne wieczory - podczas jednego z nich mieliśmy zorganizowany prywatny koncert skrzypcowy .....
Po kilku dniach polecieliśmy do Manaos myśląc, że w luksusie spędzimy tu ostatnią noc - a potem dopiero czeka nas szalona wyprawa do dżunglii amazońskiej nad rzeką Mamori, gdzie wyprawę organizowała nam niemiecka firma. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy na lotnisku czekał na nas Indianin w trzydziestoletnim, starym, trzęsącym się samochodzie typu "ogórek" i wiózł nas najpierw przez centrum miasta, a potem na jego peryferia. Beton powoli się kończył, a my czuliśmy, że zostaliśmy porwani z przeznaczeniem na organy. Dojechaliśmy do dzielnicy, gdzie domy były za wielkimi murami z żelaznymi bramami. Byliśmy przerażeni. Indianin zawiózł nas pod jedną z bram i wjechaliśmy do środka posesji. Tu przywitał nas człowiek na wózku inwalidzkim - nie posiadał jednej nogi. Otaczały nas egzotyczne drzewa, a wśród nich chodziły psy, żółwie i koguty. Strach nas nie opuszczał, ale wkrótce okazało się, że jesteśmy w dobrych rękach.
Właściciel firmy - Tomi przyjechał z Niemiec i ożenił się z Indianką. Zbudowali dom, powiększyli rodzinę, są spokrewnieni z Indianami z dżunglii amazońskiej nad rzeką Mamori. Zaczęli zajmować się turystyką - brat Tomiego, Wolfhard był tłumaczem i wraz z przewodnikiem Indianinem o imieniu Laesijo towarzyszył nam podczas opisywanej wyprawy po Amazonii.
Po nocy spędzonej w "hotelu" u Tomiego przepłynęliśmy Amazonkę, która na wysokości Manaos jest rzeką o dwóch kolorach - biała połowa przypływa z gór i pochodzi z topniejącego lodowca - jest czysta i zimna, natomiast ciemna połowa przypływa z lasów i jest ciepła, pełna butwiejących szczątków liści i drzew. Przed Manaos rzeki łączą się tworząc Amazonkę i dwubarwne płyną obok siebie mieszając się dopiero daleko poniżej miasta.
Po drugiej stronie Amazonki jest inny świat - dziwne targowiska na łodziach z egzotycznymi rybami, ludzie noszący prowiant w wielkich worach z wielkich magazynów żywności, a zaniedbanych psów jest tu wszędzie pełno. To świat, który wtedy był nam obcy.
Starym autobusem dojechaliśmy do rzeki, a potem indiańskimi łodziami na skraj dzikiego terenu, gdzie potem poruszaliśmy się pieszo niosąc na plecach swój dobytek. W upale, z powietrzem o dużej wilgotności, przy całkowitym braku wiatru, dotarliśmy na skraj dżunglii do "hotelu" Ararinha. Tu mieszkaliśmy i poruszaliśmy się pływając łodziami - bo tylko takie drogi komunikacji w dżunglii istnieją. Zapuszczaliśmy się pieszo w gąszcz, ale trzeba było bardzo uważać na węże i toksyczne drzewa oraz owady. Na czele naszej wyprawy, gdy szliśmy pieszo - zawsze szedł Indianin z maczetą. Indianie trzymali się blisko rzeki niechętnie zabierali nas w zbite zarośla - to było niebezpieczne.
Laesijo uczył nas przetrwania w dżunglii i bardzo śmiał się z informacji, które na ten temat mieliśmy po obejrzeniu telewizyjnych programów specjalistycznych dla podróżników.
Indianie nie lubią nocować poza obozowiskiem - jest to ryzyko. Jeżeli jest taka konieczność, to znajdują drzewo o nazwie Samaoma, którego korzenie są jak trójkątne kościelne przypory. Oczyszczają teren z roślin aż do gołej ziemi, kucają mając za plecami pień drzewa i z boków jego ochronne "korzenie - przypory", a przed nosem palące się ognisko. Koło prawej ręki zawsze leży maczeta. Drzemiąc są zawsze gotowi do obrony. Wody w dżunglii pić nie można - pije się sok ze świerzo ściętej liany, który płynie strumieniem jak woda z kranu. Obecnie do dżungli wodę w wielkich baniakach przynoszą tragarze. Turystów karmi się egzotycznymi rybami i owocami, maniokiem .... - Indiańska kuchnia dla turystów jest wyśmienita i ekologiczna - temperatura i enzymy owoców powodują, że się chudnie kilo dziennie.
Będąc w dżunglii, Laesijo uczył nas robić piszczałki z roślin - za pomocą takich piszczałek porozumiewają się Indianie. Gdy nagle lunął deszcz, bardzo przydał mi się korkowy kapelusz - ściana wody lecąca z nieba zalewała wszystkim twarz, a trzeba było szybko ewakuować się z lasu. Obok nas, ze wszystkich stron słyszeliśmy gwizdy, jakby plemię Indian nas otoczyło i świstało na piszczałkach Laesija. Potem dowiedzieliśmy się, że źródłem tych dźwięków były rośliny paprociowate, które zmoczone wodą rozwijały się nagle pod wpływem wilgoci. Obcy świat, obce dźwięki - nawet sępy wyglądają tu inaczej niż w Afryce - są małe i czarne jak czarne kurczaki.
Mój mąż wstawał wcześnie, przed wschodem słońca, aby robić zdjęcia budzącego się dnia. Jest to bardzo ciekawa chwila, bo w nocy polują drapieżniki i inne zwierzęta truchleją. W chwili, gdy pojawia się słońce jest wielki gwar - wszystkie ptaki krzyczą głośno "przeżyłem" .
Indianie żyjący w dżunglii są szczupli, wygimnastykowani i bardzo inteligentni - inaczej trudno byłoby im przetrwać w takich warunkach. Żyją w zgodzie z naturą w swoich domach na palach lub domach - tratwach. Osy latają wśród dzieci i nikt ich nie płoszy. Osy mają swoje norki w piasku obok obozowiska i nikt nie niszczy im tych norek.
Indianie wiedzą gdzie mieszkają leniwce, potrafią łapać młode krokodyle ( ręką kleszczowo z tyłu głowy ). Polowaliśmy na piranie, krokodyle, ale wypuszczaliśmy je wolno, bo jedzenie mieliśmy w obfitości. Laesijo pokazywał nam pająki - wyciągał je z norek za pomocą drgającego narzędzia, które robił obrywając listki z liścia paproci. Taki wibrujący elastyczny patyczek drażnił nogi pająka i prowokował do wyjścia z norki bez robienia mu krzywdy. Włochate pająki są groźne, bo zdenerwowane, strzelają swoim owłosieniem, które wbijając się w oczy może oślepić intruza. Indianie mają swoje sposoby na pająki - te istoty lubią drapanie po brzuchu - przeciągają się wtedy jak koty.
Po kilku dniach ruszyliśmy w dalszą drogę po Brazylii, ale chwile z Indianami wspominamy jako najbardziej fascynujące z całego pobytu w tym kraju.
NA SKRAJU DŻUNGLII
NA SKRAJU DŻUNGLII - detal
NA SKRAJU DŻUNGLII - detal
NA SKRAJU DŻUNGLII - detal
obraz NA SKRAJU DŻUNGLII prezentowany na wystawie ŚWIATŁO w 2016 r.
drzewo Samaoma
Nasz tłumacz Wolfhard z leniwcem - dżungla nad rzeką Mamori
Na skraju dżunglii nad rzeką Mamori
Syn Laesijo w moim kapeluszu korkowym
Laesijo i połowy
Wschód nad Ararinha jungle hotel
Wschód w Ararinha jungle hotel
Indiańskie smakołyki
Valdiria w Manaos
dwubarwna Amazonka w Manaos
koncert w Gramado
Gramado
skarby Gramado